Rejestracja
•
Szukaj
•
FAQ
•
Użytkownicy
•
Grupy
•
Galerie
•
Zaloguj
Forum WaMpYmRoKu Strona Główna
»
Opowiadania
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Add image to post
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Opis Klanu
----------------
Klan!
Regulamin!
Opowiadania
Pomóż nam!
----------------
Podania!
Nakarm nas :)
To i Owo
----------------
Historie
Zainteresowania
Szczerość
Pochwal sie!
Problem
Linkownia
Czat
Wyładuj swoją złość!!
13 Dzielnica
O Bite Fight
----------------
Walki
Opowiadania
Co byś zmienił/a?
Przegląd tematu
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
ogf-carl
Wysłany: Wto 6:23, 22 Maj 2007
Temat postu: Podarta flaga. [short]
Opowiadanie nie jest moje Wklejam je tylko na forum
Kurz zakrył całe pomieszczenie, gdy dwóch mężczyzn o ciemnej karnacji, w ubraniach ze starych płatów tkanin i turbanach na głowach rozwinęło na starym stole mapę. Ogromną, z dziwnymi znakami i strzałkami. Papier był pożókły i podarty, ale jednak wywował wielkie poruszenie w pomieszczeniu. Było tam kilkudziesięciu ludzi, przepychających się do przybyszów pomimo tłoku.
- Wy naprawdę chcecie to zrobić? - szepnął w półmroku czyjś przerażony głos
- Nie mamy wyboru, nawet jeśli nam się nie powiedzie zostaniemy uwolnieni od tego wszystkiego. - odrzekł natychmiast, z wielką pewnością siebie ktoś inny
- Ale jest nas za mało, żeby cokolwiek zdziałać! - głos człowieka coraz bardziej się łamał.
- Nie zrobimy tego teraz, potrzebujemy jeszcze co najmniej kilku dni, aby zebrać ilu ludzi się da. Narazie wszyscy niech dobrze pomyślą czy na pewno chcą to zrobić, później nie będzie odwrotu. Następne spotkanie za tydzień o tej samej godzinie.
Większość mężczyzn chyba tylko czekała na te słowa. Od razu rzucili się do drzwi, jednak przy wyjściu na ulicę zatrzymali się. Dookoła było pełno piasku, unoszonego przez lekkie podmuchy.
- Teraz!
W tym momencie wszyscy pobiegli w różnych kierunkach, każdy do swojego domu i rodziny.
Tymczasem nieopodal armia Stanów Zjednoczonych czekała na kolację, opowiadając sobie dowcipy o irakijczykach i ich przekonaniach.
Po tygodniu, w tej samej opuszczonej piwnicy, zebrała się już ponad setka ludzi, którzy ledwie się mieścili, na dodatek przytłaczani obawami o życie ich i ich rodzin. Otworzyły się drzwi i do środka weszło czterech mężczyzn, prawie identycznie ubranych. Dwóch niosło tą samą mapę, którą rozłożyli na stole, a dwóch kolejnych poszarpaną flagę. Gdy przechodzili, wszyscy obrócili się w ich kierunku, a poniektórzy wstali, gdy flaga musnęła ich w policzek. Kiedy już została zawieszona na ścianie, mężczyźni znów rozpoczęli dyskusję.
- Mamy rodziny, własne dzieci, które należy wychować w duchu ojczyzny, bo ten koszmar minie do czasu, kiedy one będą miały swoje rodziny i życie. Musi minąć. A my nie możemy zginąć, kto wychowa te wszysctkie niemowlęta, które narazie jeszcze nie są niczego świadome? Przecież nasze żony nie są dość odważne by sprzeciwić się Zachodowi i wychować nasze dzieci na patriotów. One boją się właśnie o nie, przecież same pewnie ruszyłyby z nami walczyć. Kobiety Wschodu zawsze były tylko służącymi mężczyzn, ale w tej chwili to mogłoby się zmienić. Gdy zginiemy, wszystkie przyszłe pokolenia zapomną o ojczyźnie i o nas!
Mężczyzna głośno dyszał, patrząc nieco szaleńczym wzrokiem po ludziach.
- Tak. Zginiemy - dodał po chwili, wracając do siebie i powoli wtapiając się w tłum
- Człowieku, ty się słyszysz?! Zapomną o nas?! Czy może istnieć lepszy sposób pokazania naszym dzieciom miłości do ojczyzny, niż śmierć za nią?! Zostaną wychowane w pamięci o nas i o naszej niewoli, którą wszyscy uważają za wyzwolenie od terroryzmu, choć sami sprowadzają na nas nieszczęścia i śmierć.
Mężczyzna skrzywił się, w grymasie bólu. Jego ręce zacisnęły się w pięści, aby po chwili się rozluźnić. Ciężko odetchnął i cicho dodał:
- Jeśli ktoś chce zawrócić, ma teraz ostatnią szansę, ale pamiętajcie, że wy nadal będziecie w tej niewoli, a nie będzie was tylu, aby ją stłumić. Pamiętajcie...
Mówca wyglądał na pewnego swojego przekonania, choć dało się dosłyszeć kilka pomruków. Nikt nie ważył się odezwać. Ludzie spoglądali po sobie mętnym, półprzytomnych wzrokiem, zastanawiając się, czy warto wrócić do domów, do dzieci i lekkich posiłków, pod niewolą armii.
O dziwo nikt nie wyszedł, tylko kilka osób pochyliło głowy w milczeniu.
- Więc zróbmy to teraz.
Ponad setka mężczyzn wyszła na ulice Bagdadu i powoli przeszła między domami. Szli równym tempem, jak jeden mąż, który idzie na ścięcie. Z tyłu podążał najstarszy z nich, trzymając flagę Iraku. Większość szła dumnie, z wypiętą piersią, ale wielu ocierało łzy i pot, lub szło ze spuszczonymi głowami, w głębokim zamyśleniu.
Gdy weszli w ulicę, na końcu której znajdowała się ambasada USA, tymczasowa baza dowództwa armii amerykańskiej. Zobaczył ich wtedy jeden z żołnierzy.
Nie wiedział co ma robić, zaczęły mu się pocić ręce a oczy szybko spoglądały to na jeden koniec szerego, to na drugi. Uprzytomnił sobie co się dzieje dopiero, gdy zauważył poszarpaną flagę powiewającą za buntownikami. Bez wahania wyjął broń i załadował trzy naboje. Szybko wystrzelił w powietrze i cofnął się pod drzwi ambasady. Wtedy pochód stanął.
Po dwóch minutach na miejscu była cała armia stacjonująca w Bagdadzie. Zablokowano drogę i drzwi wejściowe do budynku, choć obawiano się, że i to może nie powstrzymać buntowników jeśli prezydent nie wyda rozkazu zatrzymania i aresztowania ich. Głównodowodzący armią natychmiast zadzwonił do prezydenta Busha.
Wtedy pochód ruszył. Ludzie nic nie mówili, wszyscy podnieśli głowy w górę i patrzyli na niebieskie niebo, które zostało zaćmione przez zniewolenie ich kraju. Podeszli przed samą blokadę, zaledwie kilka metrów od wojska. Żołnierze także obawiali się tej rozprawy, pewnie zostaną uznani za morderców, ale w przeciwnym razie sami mogą zginąć. Zapanowała całkowita cisza.Dosłyszalny był tylko lekki łopot dwóch flag. Tej dumnie wiszącej nad ambasadą, patrzęcej na cały Bagdad z wyższością i tej zniszczonej, której barwy prawie całkowicie zanikły, a ich miejsce zajęły liczne dziury. Uważny obserwator dostrzegłby tylko oczy wojaków armii, szybko omiatające tłum zgromadzony przed nimi oraz drżące ręce niby niewzruszenie stojących Irakijczyków.
Nagle ciszę przerwał cichy głos, ledwie dosłyszalny dla tłumu, dobiegający z wielkiej słuchawki trzymanej przez generała armii.
"Rozstrzelać"
Tłum ruszył biegiem, choć wojsko nie strzelało. Żołnierze nie chcieli zabijać niewinnych ludzi, chcących odzyskać kraj. Jednak gdy buntownicy zaczęli przedzierać się przez blokady i samochody, padł strzał z pistoletu generała. Wtedy rozległ się głuchy hałas wystrzeliwanych pocisków.
Ludzie umieralali jeden po drugim. Po kilku zaledwie sekundach cały plac zakrył się ciałami poległych, tych którzy walczyli za wolność.
Za nimi leżały zwłoki starca, z rozerwaną przez naboje flagą. Flagą, która zwyciężyła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Wczoraj Armia Stanów Zjednoczonych stacjonująca w Bagdadzie spacyfikowała uzbrojony tłum wściekłych Irakijczyków. Żaden z żołnierzy nie został ranny, choć gdyby się nie bronili, zapewne by zginęłi"
Podarta flaga przetrwała. Nie jest złożona w grobowcu ani potępiona przez świat. Nadal wisi nad ambasadą USA i nadal ze sztuczną dumą patrzy na miasto.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Design by
Freestyle XL
/
Music Lyrics
.
Regulamin